Lutowanie dla opornych - podstawy lutowania kabli dla muzyków

ImageDobry muzyk powinien być przede wszystkim muzykiem (instrumentalistą, wokalistą, aranżerem, producentem itd.), ale też i po części akustykiem, elektronikiem, menadżerem, kierowcą, księgowym i diabli wiedzą kim jeszcze ;) Zajmiemy się tutaj jednym z aspektów bycia „elektronikiem”.

Piotr Sadłoń

Dobry muzyk powinien być przede wszystkim muzykiem (instrumentalistą, wokalistą, aranżerem, producentem itd.), ale też i po części akustykiem, elektronikiem, menadżerem, kierowcą, księgowym i diabli wiedzą kim jeszcze ;) Zajmiemy się tutaj jednym z aspektów bycia „elektronikiem”.

Bardzo boleśnie odczujemy potrzebę podstawowej choć wiedzy o lutowaniu w momencie, kiedy będziemy musieli przygotować sobie „kabelek” lub go naprawić. Co więc nam będzie potrzebne, aby w miarę sprawnie i bezboleśnie (dosłownie i w przenośni) zlutować sobie kabelek do wtyku albo wtyk do kabelka (a co to za różnica???)

Image

Do przeprowadzenia poprawnego lutowania będzie nam potrzebna lutownica. Możemy rozróżnić lutownice oporowe i transformatorowe. Do naszych celów idealna będzie lutownica transformatorowa o mocy 60-75 W. Oczywiście do lutowania można użyć lutownicy oporowej, lecz jej użycie wymaga pewnego doświadczenia. A więc: lutownica transformatorowa, drut do lutowania miękkiego, czyli mówiąc prosto - „cyna” oraz często pomijany składnik, czyli... kalafonia lub pasta lutownicza (topnik rozrobiony z wodą lub szkłem wodnym, stosowany do smarowania spoiwa i brzegów łączonych części w celu zabezpieczenia metalu przed utlenianiem podczas lutowania).

Image

Pierwszą rzeczą na którą musimy zwrócić uwagę to czy końcówka grota naszej lutownicy jest pobielona. Co to znaczy pobielona? Nie chodzi tu oczywiście o pokrycie wapnem lub farbą emulsyjną naszego grota. Pobielić to znaczy pokryć cyną końcówkę grota lutownicy. Jeżeli grot jest pobielony to jego kolor jest srebrzysty. Jeżeli nie pobielimy grota cyna będzie dosłownie uciekać przed grotem co uniemożliwi nanoszenie i rozprowadzenie cyny w miejscu lutowania. Aby pobielić grot lutownicy należy zanurzyć rozgrzany grot w kalafonii a następnie nabrać niewielką ilość cyny. Pamiętać należy o tym, że nie należy cały czas trzymać przycisku grzania lutownicy. Podam przykładowy schemat postępowania podczas pobielenia grota:
• nacisnąć przycisk na ok. 2 sekundy
• puścić przycisk zanurzając grot w kalafonii
• nacisnąć ponownie przycisk nabierając cynę.
Lutownica transformatorowa ma wygląd „pistoletowy”, a wiec trzyma się ją w dłoni bardzo wygodnie, dokładnie tak jak pistolet, przycisk załączający lutownice mając pod palcem wskazującym. No nie można się tu pomylić, nawet mając iloraz inteligencji grubo poniżej średniej krajowej. A nawet jeśli się ktoś pomyli i złapie lutownice „za grot”, brutalna rzeczywistość natychmiast zweryfikuje jego poglądy ;)

Teraz kilka słów do czego służy kalafonia (lub pasta lutownicza). Kalafonia, nazywana też inaczej topnikiem, służy do oczyszczenia lutu, zwilżenia lutowanych powierzchni oraz do zapobiegania utleniania podczas lutowania.

A więc czas przystąpić do lutowania. Wyglądać to może następująco. Na początku ściągamy ok. 2-3 mm izolacji z przewodu. Do tego celu służy ściągacz do izolacji, mały nóż (UWAGA NA PALCE!!!), lub zęby, w zależności od stopnia zmutowania uzębienia (choć nie polecam ;). Końcówki przewodów oraz końcówki wtyczek lub gniazd koniecznie pobielamy. Pobielenie ułatwi nam doprowadzenie do połączenia lutem oraz skróci czas nagrzewania elementów. Czas nagrzewania musi być jak najkrótszy aby nie dopuścić do stopienia izolacji na przewodach lub stopienia izolacji wtyczek. Aby pobielić powierzchnie lutowane należy nanieść na nie kalafonie a następnie cynę. Cynę rozprowadzamy wykonując delikatne ruchy kołowe grotem lutownicy. Jeżeli pomimo użycia kalafonii cyna nie rozpływa się po powierzchni lutowanej i na tendencje do odpadania można użyć specjalnych topników np. „PTUN”, kwasu do lutowania lub po prostu tabletki od bólu głowy z „krzyżykiem” (NIE WDYCHAĆ OPARÓW!!!). Dodać jeszcze wypada, iż wszystkie wymienione wyżej urządzenia i produkty można kupić właściwie w każdym sklepie z częściami elektronicznymi (oczywiście oprócz tabletki od bólu głowy).

Jeszcze jedno ważne pojęcie związane z lutowaniem - „zimny lut”. Co to takiego? Zimny lut to inaczej mówiąc niedostatecznie dogrzane połączenie. Taki zimny lut powoduje zwiększenie oporu połączenia oraz może spowodować odpadnięcie lutu po niedługim czasie. Lut poprawny jest błyszczący, lut zimny jest najczęściej matowy. Należy bezwzględnie pamiętać o używaniu kalafonii podczas lutowania.

Image

Jak natomiast poradzić sobie z „uciekającym” wtykiem w czasie lutowania?? Wiadomo, że statystyczny człowiek ma dwie ręce: w jednej trzyma lutownicę, w drugiej np. przewód, który chce przylutować do wtyku. No a co z tym wtykiem? Przeważnie ma on kształty owalne i podobne, będzie więc się „raźnie i wesoło” obracał na wszystkie możliwe strony, aby tylko nam utrudnić przylutowanie kabelka. Najbardziej profesjonalne jest posiadanie małego imadełka przykręcanego np. do stołu, dzięki czemu możemy unieruchomić nasz wtyk. No ale nie każdy go ma, bo też i nie każdego stać na taki wydatek, po to żeby raz na kwartał przylutować dwa przewodziki do jednego wtyku. Można więc do tego celu wykorzystać narzędzia, które akurat „nawiną” się pod rękę, np. kombinerki, szczypce i za ich pomocą „zaklinować” nasz wtyk. Osobiście jednak polecam... sztywne pudełko, w którym za pomocą noża „wiercimy” mały otwór, w który wkładamy złącze.

Image 

Wyższą szkoła jazdy jest technika „palcowa”, np. między kciukiem a serdecznym trzymamy rzeczony wtyk, a między wskazującym a środkowym kabelek. Wymaga to trochę ekwilibrystyki, pewnych, „nietrzęsiących” się palców, no i przede wszystkim krótkiego czasu lutowania, gdyż wtyk nagrzewa się bardzo szybko i można łatwo poparzyć palce (np. kiedy lutujemy „masę” wtyku „Duży Jack” trzymając go między palcami za część „roboczą”). No a poza tym Polak potrafi, więc niewątpliwie istnieje 1000 sposobów na unieruchomienie „uciekającego” wtyku - najlepsze są te, które skutkują. Tak więc moja rada: próbować, próbować, próbować...

Piotr Sadłoń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
               
Reklama
Reklama